Tytuł: Krew Olimpu
Seria: Olimpijscy herosi, t.5
Stron: 496
Wydawca: Galeria Książki
Krew Olimpu jest finałowym, piątym tomem serii Olimpijscy herosi, traktującym o walce współczesnych półbogów z budzącą się do życia, prastarą boginią Gają i jej armią potworów.
Nasi bohaterowie odzyskali posąg Ateny Partenos, gwarant pokoju pomiędzy obozem Greków i Rzymian. Teraz trzeba tylko bezpiecznie dostarczyć go na Akropol, co nie jest takie proste, gdyż posąg ma 12 metrów wysokości, a więc swoje waży. Jedynym w miarę sensownym sposobem wydaje się podróż przez cienie, a dokonać może tego tylko syn Hadesa, Nico Di Angelo. W tej trudnej misji będą półboga odludka wspierać rzymska pretorka Reyna, córka bogini Bellony oraz opiekun herosów, satyr i trener Hedge. Tym samym na pozycję bohaterów wiodących w tomie piątym wysuwa się właśnie ta dwójka. Trzeba przyznać autorowi, że była to mądra decyzja. Pozwoliło to nie tylko na zgłębienie ich losów , ale też wniosło do całej historii powiew świeżości, bo w końcu nie mamy myśleć, że tylko Percy, Annabeth i Jason ratują świat.
W trakcie podróży, mamy okazję lepiej poznać Nico, który okazuje się bardzo intrygującym i ciekawym charakterem, bardzo podobało mi się takie odmalowanie postaci syna Hadesa. Nico ma w sobie odwagę, głębokie pragnienie bycia akceptowanym i kochanym oraz wisielcze, acz urocze, poczucie humoru. Ma w sobie także ogromną moc, która ujawni się dopiero w końcowym etapie podróży i aż powala na kolana.
Równie interesującą postacią jest Reyna. Dumna i samotna, pełna obaw o swoją przyszłość, wstydząca się swojej przeszłości. W ogóle wysłanie tej dwójki na wspólną misję było naprawdę świetnym pomysłem. To takie niecodzienne zestawienie: Grek i Rzymianka, dwoje outsiderów, pozornie nie mających dla siebie miejsca i nigdzie nie pasujących. Sprawiło to, że w tych warunkach powstała więź, która normalnie nie miałaby szansy zaistnieć.
Inne, prowadzone równolegle wątki, traktują głównie o dorastaniu do pewnych decyzji. Przecież wojna się kiedyś skończy i będzie jakaś przyszłość. Jason Grace ma okazję pokonać demony własnej przeszłości i wybrać czym zajmie się dla wspólnego dobra Greków i Rzymian. Piper wzniesie się na wyżyny potęgi swojej czaromowy. Jednak najciekawszą osobą w całym tym galimatiasie jest Leo Valdez, szalony i genialny konstruktor i mechanik. Ogarnięty uczuciem do pięknej Kallipso podporządkuje temu uczuciu wszystkie plany i zdobędzie się na bardzo desperackie decyzje.
W tomie piątym nie zabraknie ciekawych spotkań z bohaterami starożytnych mitów. Poznamy więc zalotników Penelopy, odwiedzimy przychodnię Asklepiosa, jeszcze raz spotkamy Amazonki, Łowczynie Artemidy oraz samą Artemidę i Apolla. Mnie osobiście najbardziej podobało się sztormowe spotkanie z boginią Kymopoleją; było nie tylko komiczne, ale też pomogło Jasonowi zdecydować, kim będzie w przyszłości.
Najzabawniejszym czarnym charakterem okazał się Oktawian, który właściwie skończył tak jak marzył i jak na to zasługiwał.
Co do zakończenia, to jest typowo riordanowskie, czyli każdy dostaje to na co zasłużył, albo mniej albo więcej. Oprócz tego jest otwarte i kieruje się w stronę nowej serii autora tym razem dotyczącej losów boga Apolla, możemy więc mieć nadzieję, że z niektórymi bohaterami jeszcze się spotkamy.
Przychodzi mi na myśl drobne porównanie serii o Percym i tej o herosach. Mam wrażenie, że w tej pierwszej autor się dopiero rozkręcał, natomiast pełnię swoich umiejętności pokazał właśnie w tej drugiej. Co nie zmienia faktu, że obie są świetne i kocham je obie tak samo mocno. Tym totalnym brakiem obiektywizmu, a wolno mi, bo to recenzja fanowska, stwierdzam, że każdy fan mitów powinien przeczytać obie serie. Pozwoli to zweryfikować znajomość mitologii i poznać wiele nowych, pomniejszych postaci. Na wiele z nich patrzę od tej pory zupełnie inaczej.
Polecam. Warto, warto.
Seria Olimpijscy herosi:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.