wtorek, 23 lipca 2019

Rick Riordan: Miecz Lata

Autor: Rick Riordan
Tytuł: Miecz Lata
Seria: Magnus Chase i bogowie Asgardu, t.1
Stron: 520
Wydawca: Galeria Książki








Zupełnie niedawno moja przygoda z Olimpijskimi herosami zakończyła się. Pomyślałam, że przyda się zmiana klimatu na skandynawski i rozpoczęłam lekturę pierwszej części trylogii nordyckiej o przygodach Magnusa Chase'a, młodego półboga. 

Magnus ma 16 lat i jest bezdomnym sierotą. Od tragicznej śmierci mamy, jego domem są ulice Bostonu. Chłopak ma co prawda dwóch wujów, ale mama nie darzyła ich zaufaniem, więc nasz bohater nie pali się do kontaktu z nimi. W dniu 16 urodzin Magnusa sprawy przybierają dramatyczny obrót. Pojawia się ognisty, dosłownie, nieznajomy, który domaga się oddania miecza, a potem obiecuje młodzieńca spalić. Ponieważ wszystko dzieje się na moście bostońskim, zagrożone jest życie wielu obecnych na nim ludzi. Dlatego Magnus, kierowany altruistycznym odruchem, staje do walki i... ginie. Z takim przypadkiem spotykam się po raz pierwszy w mojej czytelniczej karierze. Główny bohater umiera na 51 stronie! Ale w tym szaleństwie jest metoda. Za swoje bohaterstwo Magnus trafia do Walhalli, nordyckiego nieba dla wojowników Odyna, teoretycznie więc raczej awansuje niż spada w ludzkiej hierarchii. 

Hotel Walhalla jest specyficznym miejscem. Wojownicy są podzieleni na grupy wiekowe, czas spędzają na walkach, ucztach i różnych hobby. Regularne turnieje bitewne mają za zadanie utrzymać ich w ciągłej sprawności, na wypadek rozpoczęcia się Ragnaroku, czyli specyficznego końca świata. Magnus początkowo czuje, że nie pasuje do tego miejsca, rezydenci Walhalli też nie przyjmują go z otwartymi ramionami. 

Miłośnicy twórczości Riordana zapewne dopatrzą się wielu podobieństw do losów Percy'ego Jacksona oraz używania podobnych schematów przy budowaniu fabuły.  Jednym się to spodoba, bo poczują się swojsko, innym wyda się wtórne. Ale w końcu każdy bohater, by nim zostać, musi od czegoś zacząć, prawda? Bo bohaterem nikt się nie rodzi, tylko do tego bohaterstwa dąży. 

Przyznam, że na początku lektury miałam poczucie obcości. Trudno było mi przestawić się ze świata Greków i Rzymian na świat Skandynawów. Być może odstęp między lekturami powinien być większy. Z czasem jednak zaangażowałam się w przygody Magnusa i jego towarzyszy, tym bardziej, że autor zawarł tu wiele atrakcyjnych dla czytelnika smaczków. 
Miecz, który mówi i ma manię wielkości. Ambitna walkiria-muzułmanka i nieślubne dziecko swojej mamy, głuchy elf bez magii i krasnolud, który nie chce wykuwać broni tylko projektować ubrania. Dziwniejszej ekipy nie mógł sobie Magnus zgromadzić. A jednak właśnie te pozorne wady staną się siłą grupy i uratują ich w trudnych okolicznościach. 

Nordyccy bogowie i stworzenia są przedstawieni równie dowcipnie, jak w poprzednich seriach. Do najciekawszych należy zaliczyć Thora, który jest miłośnikiem ludzkich seriali, Ran, która chomikuje ludzkie śmieci oraz Hel, podobną do Harveya Dwie Twarze. Równie interesujące są lodowe i ogniste olbrzymy, złośliwe krasnoludy oraz legendarny wilk Fenrir. 
A teraz najlepsze. 
Magnus nazywa się Chase. (niczego nie skojarzyłam)
Magnus ma kuzynkę Annabeth o szarych oczach i zainteresowaną od dziecka Partenonem. (nie skojarzyłam)
Annabeth nazywa się Chase. (nie skojarzyłam). 

Najciemniej jest pod latarnią. 
Annabeth Chase to dziecię Ateny przecież! To ci Chase'owie! 
To olśnienie - bezcenne. 

Podsumowując. Miecz Lata to dobry początek trylogii. Jako miłośnik książek Ricka Riordana znalazłam tu wszystko, czego oczekiwałam, a nawet więcej. Może to być continuum po zakończeniu przygody z Grekami i Rzymianami. A może też być początkiem dla tych, którzy jeszcze po książki tego autora nie sięgnęli, a wolą zimne, północne klimaty. Polecam. Warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.