sobota, 7 grudnia 2013

Maks Frei: Obcy

Autor: Maks Frei (faktycznie: Swietłana Martynczik)
Tytuł: Obcy
Tom I Cyklu Labirynty Echo
Wydawca: Zysk i S-ka
Stron: 624
Moja ocena: 9/10

Przyznam, że sięgając po książkę Obcy nie do końca tego właśnie się spodziewałam. Oczekiwałam przygód odpowiednika Felixa Castora czy Harry'ego Dresdena tylko w rosyjskich realiach. Myliłam się jednak i to bardzo. Powieść Obcy, której autorem jest niejaki Maks Frei, a o którym z góry wiadomo, że jest alter ego ukrywającego się pod pseudonimem autora , to zupełnie, zupełnie coś innego. Ale co? O tym za chwilę.
Na początku chciałabym powiedzieć kilka słów o samym autorze, a raczej autorce. Zanim czytelnicy dowiedzieli się, kto tak naprawdę ukrywa się pod tym pseudonimem, seria o przygodach sir Maksa Frei, zdobyła sobie naprawdę duże grono wielbicieli. Czytelnicy spekulowali, snuli domysły, zastanawiali się, kto też może być autorem tej niezwykłej serii. Prawda wyszła na jaw, a raczej została wyjawiona przez samą autorkę, w roku 2001, kiedy to rosyjska dziennikarka Swietłana Martynczik przyznała, że Maks Feri i jego niesamowite przygody narodziły się właśnie w jej głowie. Autorka także uczciwie przyznaje, że początkowo była to właściwie współpraca z malarzem Igorem Stepinem, którego obrazy, także przyczyniły się do powstania uniwersum Labiryntów Echo.
Czym właściwie jest ten cykl?
Polskie wydanie Obcego zawiera 6 dłuższych opowiadań, które właściwie można by nazwać mini powieściami. Łączą się one ze sobą nie tylko tematycznie, ale też traktują o perypetiach tych samych bohaterów. Różni je jedynie rozwiązywana zagadka.
Maks Frei to nie tylko alter ego autora i narrator wszystkich opowiadanych historii; to także ich główny bohater. Kim jest? To młody mężczyzna, ok. 30 lat, który jest najzupełniej przeciętny. Nie ma celu, nie cieszy go życie, które prowadzi. Wszystko jednak zmienia się w dniu, gdy zaczyna śnić o ludziach i miejscach, w których nigdy nie był, a do których czuje dziwną przynależność. Któregoś dnia podejmuje decyzję i przechodzi do tamtego świata, by rozpocząć w nim nowe, lepsze życie. Kto by tak nie chciał? Tym bardziej, że w świecie Echo Maks jest chciany, od razu zdobywa przyjaciół i protektorów, znajduje nowy dom, cel w życiu, a co najciekawsze budzą się w nim zdolności, o których nawet nie śmiał marzyć.
Kolejne odsłony o przezabawnych lub intrygujących tytułach takich jak na przykład Król Bandżi czy Juba Czebobargo i inni przedstawiają proces zadomawiania się Maksa w Echo, rozwiązywanie kolejnych niezwykłych zagadek, bo Maks tak z miejsca, właściwie w dniu swojego przybycia do tego świata staje się członkiem specyficznej magicznej policji, oddziału do zadań specjalnych.
Pozornie rzeczywistość Echo bardzo przypomina naszą. Ludzie w niej żyją, pracują, kochają, kradną i zdradzają. Oprócz jednak takich oczywistych różnic jak nazewnictwo przedmiotów codziennego użytku czy sposobu mieszkania, w Echo dzieją się rzeczy dziwaczne. Działają tu bowiem siły magiczne, czy jak kto woli paranormalne i to właśnie one wprowadzają często niemały zamęt w życie ludzi. A to ktoś uzależnia się od groźnie smacznego pasztetu, a to ktoś ginie, bo zapatrzył się w lustro. Każda ze spraw oczywiście jest rozwiązywana w toku prowadzonego śledztwa, a bohaterowie robią to z wdziękiem i gracją starych, doświadczonych czarodziejów.
Uniwersum Echo budzi wiele skojarzeń. Podejrzewam, że im dłużej by się czytelnik zastanawiał, tym więcej byłby w stanie ich wykryć. Mnie jednak najmocniej kojarzy się z trzema literackimi rzeczywistościami. Po pierwsze sympatyczna, choć często bardzo dziwna specyfika mieszkańców i świata Echo, przypomina podróż Alicji na drugą stronę lustra. Pewne rzeczy są tu albo wyolbrzymione, przejaskrawione, albo delikatnie zdeformowane. Przykładowo nikt w tym świecie nie docenia kotów, które są o wiele większe niż te nasze. Zwierzęta te są bezpańskie i uznawane za brzydkie tylko dlatego, że mając długą sierść, której nikt nie czesze, więc są skołtunione i brudne. Gdy Maks wprowadza się do własnego domu, przygarnia sobie parę takich kociąt i tylko dzięki trosce, karmieniu i czesaniu, powoduje, że zwierzaki robią niesamowitą furorę w towarzystwie, do tego stopnia, że zaczyna się tworzyć długa lista zapisów na ich ewentualne potomstwo! Mało tego, wszyscy myślą, że to jakaś nowa rasa i nikt nie łączy ich z tymi brudnymi zwierzętami, których pełno na peryferiach Echo.
Podobnie jest z ulubionym napojem bohaterów kamrą. Piją go dzbankami, a sztuka jego parzenia jest naprawdę ceniona, gdyż mimo pozornej prostoty przepisu nie każdy potrafi zrobić smaczną.
Drugie skojarzenie, od którego od początku nie mogłam się opędzić to Klub Pickwicka. I u Dickensa i tu bohaterowie uwielbiają jeść, suto, dobrze, z należytą celebracją posiłku. Przez to sama ciągle czułam się głodna. Oprócz tego, obojętnie co by się nie działo, Maks i jego kompani zawsze są dżentelmenami, którzy nie tracą opanowania ani głowy. Ich niesamowity spokój w obliczu każdego zagrożenia mógłby nudzić, bo niby gdzie tu wtedy napięcie, ale w przypadku tej książki jakoś w ogóle się tego nie odczuwa. Dickensowski (w moim odczuciu) jest także klimat tych historii. Nie ma problemu, którego nie dałoby się rozwiązać, jeśli ma się do dyspozycji otwartą głowę, lojalnych przyjaciół i chęci. A na koniec zawsze można napić się kamry w dobrym towarzystwie i najeść, ile dusza zapragnie.
Trzecie skojarzenie to Sherlock Holmes, a konkretnie pewna zastosowana tu dedukcja w rozwiązywaniu zagadek. Stopniowo, po śladach, poszlakach bohaterowie rozwiązują zagadki, stosując przeróżne metody, zawsze przy użyciu rozumu, który (pomijając magię i cięty dowcip) uważa się za najcenniejszy skarb.
Obcy to także historia o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu, takiego w którym człowiek czułby się dobrze, był kochany i doceniany. Maks, decydując się na podróż do Echo, wykazał się postawą godną pozazdroszczenia. Nic nie stracił, a zyskał wszystko.
Jak już mówiłam na początku, nie tego się spodziewałam. Okazało się jednak, że jest o wiele, wiele lepiej. Swietłana Martynczik stworzyła coś naprawdę oryginalnego i godnego uwagi. Zaczynasz czytać i nagle niczym Alicja wpadasz do króliczej nory, która okazuje się początkiem wielkiej przygody, przekraczającej granice logiki, rozumu i zwykłych ludzkich zasad. To bardzo szalona i barwna podróż, a im dalej tym lepiej.
Jak dla mnie książka jest naprawdę godna uwagi. Zabawna, ciepła, skrząca się dowcipem, pełna licznych aluzji. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo przygód Maksa i jego przyjaciół powstało już bardzo dużo.
Polecam, bo naprawdę warto. 
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka. 




Recenzja opublikowana także na:
Secretum.pl
Księgarnia Gandalf
Księgarnia Fabryka.pl

2 komentarze:

  1. Mam tę książkę na swojej półce i do tej pory nie wiedziałam czego mam się tak naprawdę spodziewać. Nie lubię za bardzo książek w formie kilku opowiadań, ale skoro tak chwalisz to może i mnie się spodoba? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka jest jednym słowem straszna i jestem prawie pewien, że nie przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń

Co jednemu się podoba, drugiemu nie musi i na odwrót. Szanujmy się wzajemnie wyrażając własne opinie.
Wszystkie komentarze o treści obraźliwej, wulgarnej i tym podobnej będą usuwane.
Jeśli nie potrafisz wyrazić własnego zdania, bez obrażania drugiej osoby, to lepiej nie wyrażaj go wcale.