czwartek, 30 października 2014

Na Halloween Fantazje i koszmary. Zapowiedź.

Autor: Melissa Marr
Tytuł: Fantazje i koszmary
Tytuł oryginału: Faery Tales and Nightmares
przekład: Piotr Hermanowski
Stron: ?
Data wydania:  05. 11. 2014
Wydawca: Replika


Opowieści ze świata bestsellerowego cyklu o Wróżkach.
W najnowszym, doskonale napisanym zbiorze opowiadań Melissy Marr staniecie w obliczu niebezpiecznych obietnic, porwie Was wir zagrożenia, zauroczy kraina czarów, gdzie światłość i ciemność nie zawsze są tym, co znamy z życia codziennego...(opis wydawcy)
"Nikt tak nie kreuje światów, jak Melissa Marr"
- Charlaine Harris 
Już miałam okazję zapoznać się z tymi perełkami. Okładka jest bajecznie magnetyczna.
A Wy? Lubicie tego typu historie?  Sięgniecie, gdy się pojawi?

środa, 29 października 2014

Dynia

Wczoraj zaczęła się nasza przygoda z dynią. 
Dziś wstawiam zdjęcia gotowej. 
Z jednej strony wycięliśmy oczy, nos i usto-zęby, a z drugiej duszka, coś na kształt zjawy. Stoi na tarasie na wiklinowym stoliku, a gdy jest ciemno wygląda rewelacyjnie! 
U góry zaś ma coś w rodzaju zdejmowanej czapki.






A tak wygląda, gdy jest ciemno.
 A Wy już macie? 

wtorek, 28 października 2014

Zagadka :)

Przygotowania trwają. Właściwie, gdy to piszę, jest już efekt finałowy. Kto zgadnie o co chodzi i czym są te skrawki?  A może i u Was trwają podobne przygotowania?
Miłego wieczoru!

Poczuj się jak prawdziwy Indianin! Bądź Apaczem lub Komanczem!

Autor: Michael Kiesling,
Wolfgang Kramer
Tytuł: Apacze i Komancze
Wydawca: EGMONT
Limit wieku: 8+












Ledwie udało się nam uciec przed Mumią w bandażach, a już o swoje upomnieli się Indianie. Nie było więc innego wyjścia, jak tylko wczuć się w rolę, przenieść na prerię i zagrać w rewelacyjną grę pt. Apacze i Komancze.
Apacze i Komancze początkowo wydawały mi się trudną grą, głównie przy przeliczaniu płatności, ale tak już mam, że gdy czegoś nie rozumiem, to dotąd nad tym siedzę, aż stanie się to dla mnie jasne. Teraz wiem, że warto było poświęcić trochę czasu na zrozumienie zasad gry i poskromić niecierpliwość, ponieważ gra okazała się doskonałą rozrywką, która wciąga i to mocno. 
Podobnie jak w przypadku Mumii w bandażach, elementy gry Apacze i Komancze są dopracowane od strony graficznej. Piękne, sztywne pudełko, skrywa kolorową i solidnie wykonaną zawartość, do której rwą się ręce i oczy. 
Oczywiście bezcenna jest kolorowa i bardzo wyczerpująca instrukcja, która szczegółowo opisuje wszystkie elementy gry, ich zastosowanie, możliwe akcje oraz sposób podliczania punktów. W razie wątpliwości zawsze można je rozwiać zerkając do odpowiedniego miejsca w instrukcji.
Tradycyjnie, w tego typu rozgrywkach grę rozpoczyna najmłodszy z graczy za pomocą specjalnego kartonika totemu. Ze stosika kafelków wybiera jeden dla siebie i póki co nie pokazuje go innym graczom. W kolejnej kolejce każdy z graczy musi się zdecydować na jedną z akcji. Będzie musiał zatem: dołożyć kafelek, zbudować lub powiększyć czółno lub tipi, albo przemieszczać swoich Indian. Należy jednak pamiętać, że każda opcja kosztuje, dlatego należy decydować z rozmysłem. 
Gra rozpoczyna się od ułożenia trzech kafelków podstawowych, do których będą dokładane kolejne, ale nie dalej niż 3 pola od kafelków macierzystych.  Obowiązkowo znajdują się na nich takie tereny jak góry, preria i rzeki oraz jeziora, bogate w zwierzęta: łososie, bizony oraz indyki.  Oprócz tego każdy gracz otrzymuje swoją planszę, tipi i czółna, znaczniki wykonywanych akcji, a także 7 Indian. Wszystkie te elementy tworzą obóz i zasoby gracza. To zasobami gracz będzie gospodarował; będzie także mógł kupować Indian, tipi lub czółna, gdy uzna, że ich potrzebuje. Będzie za nie płacił zwierzętami. Dopuszczalna jest także opcja wymieniania zwierząt. 
Każdy gracz musi wykonać 4 akcje i wtedy następuje podliczenie punktacji. Wygrywa ten gracz, który ma najwięcej wartościowych tipi i czółen. 
Po rozpatrzeniu zdobytych regionów i zwierząt dana runda dobiega końca i można zacząć kolejną.  Gra kończy się wtedy, gdy skończą się duże kafelki. Należy wtedy podliczyć zwierzęta zdobyte w ostatniej rundzie. Wygrywa ten gracz, który ma na swoim koncie najwięcej łososi, bizonów i indyków.
Ta gra to nie lada wyzwanie, ale, jak mówi przysłowie, dla chcącego nic trudnego i gdy już zdobędzie się wprawę, rozgrywki będą wielką przyjemnością. 
Każda z tych gier może być doskonałym prezentem, nie tylko dla naszych milusińskich. 
Przekonajcie się zatem i Wy: jak gospodarnymi i zapobiegliwymi Indianami potraficie być!


 Dziękuję!

niedziela, 26 października 2014

Jodi Picoult: Już czas

Autor: Jodi Picoult
Tytuł: Już czas
Stron: 512
Wydawca: Prószyński i S-ka






13-letnia Jenna różni się od swoich rówieśniczek. Zazwyczaj dziewczęta w tym wieku skupiają się na dbałości o własny wygląd, zaczynają się malować, podkochiwać w chłopakach. Przeżywają pierwsze rozterki i małe, wielkie dramaty.  Ale nie Jenna. 
Jenna mieszka z surową babcią i skupia się na odnalezieniu zaginionej w niejasnych okolicznościach matki, Alice. Dziewczynka śledzi portale internetowe związane tematycznie z zaginionymi osobami, wciąż przegląda rzeczy matki i obsesyjnie szuka jakiejś wskazówki w jej notatkach. 
Rodzice Jenny byli naukowcami i życie poświęcili badaniu zwyczajów słoni oraz opiece nad nimi. Wspomnienia Jenny z tamtego okresu są mgliste, w końcu miała tylko 3 lata, jednak dziewczynka bardzo dużo wie na temat tych zwierząt i to w ich historii upatruje znaków związanych z tragedią, która wydarzyła się przed 10 laty. Rozjuszony słoń stratował jedną z opiekunek, zaś matka Jenny została ciężko ranna, by następnie w krótkim czasie odzyskać przytomność, wyjść ze szpitala na własne życzenie i zniknąć bez śladu. Dlaczego wyjechała i gdzie jest teraz? Co takiego musiało się wydarzyć, żeby kochająca przecież matka, zostawiła bez sentymentu 3-letnią córeczkę?
Tego Jenna nie jest w stanie się ani domyślić, ani wypytać babci, ani ojca, który od czasu wypadku, przebywa w szpitalu w więzieniu zbudowanym ze wspomnień, przetykanych pułapkami własnego umysłu, trawionego chorobą.
Historię Jenny i jej poszukiwań poznajemy z kilku perspektyw. Narratorką, konkretną i wygadaną jak na nastolatkę, jest nie tylko sama Jenna. 
Zdeterminowana dziewczynka za ciężko zarobione pieniądze wynajmuje jasnowidzkę o wątpliwej reputacji, wyglądzie, który za grosz nie budzi zaufania i oryginalnym imieniu Serenity. Nastolatka liczy, że być może Serenity pomoże jej odkryć te aspekty sprawy, które 10 lat temu umknęły policji i faktycznie już na samym początku Serenity trafia na pewien ślad. Ale to nie wszystko. Jenna kontaktuje się także z policjantem, który wtedy prowadził tę sprawę, a obecnie jest już na emeryturze. 
Dzięki narracji Serenity i Virgila poznamy inną stronę tej historii, która jednak byłaby niepełna, gdyby nie głos Alice, której autorka także pozwala się wypowiedzieć. 
Rozważania Alice dotyczą głownie słoni, którym z takim zaangażowaniem poświęciła swoje życie. To z jej notatek dowiadujemy się, jak niezwykłe, mądre są te wielkie zwierzęta. Alice skupia się na więzi słonicy ze słoniątkiem, a także na żałobie, którą bez wątpienia ona odczuwa, gdy straci dziecko. Te rozważania są pewną wskazówką dla czytelnika, który będzie się zastanawiał, jak kobieta zdolna do tylu poświęceń mogła zostawić małą córkę i co musiało się wydarzyć, żeby w ogóle miało to miejsce.
Trzeba przyznać autorce, że miała naprawdę dobry pomysł na fabułę. Co prawda jest to motyw już wykorzystany w kilku filmach, ale w książce się do tej pory z nim nie spotkałam. 
Książkę czyta się naprawdę dobrze i szybko. Postaci są ciekawie wykreowane, po przejściach i życiowych porażkach, dzięki czemu są bardziej wiarygodne jako ludzie. Jasnowidzka, która zwątpiła w siebie i już nie widzi duchów oraz były policjant, który nie ma co ze sobą zrobić, więc topi smutki w kieliszku. Gdy Jenna pojawia się w ich życiu, nagle zyskują cel. Czy odnajdą to co sami dawno temu zgubili? 
Bardzo ciekawe są także notatki Alice o słoniach. Opisy przypadków, gdy słonie zachowały się w wyjątkowy sposób dowodząc, że mają bardzo dobrą pamięć oraz są zdolne do naprawdę głębokich uczuć, czyta się jednym tchem. Dzięki tej książce moja wiedza na temat słoni pogłębiła się. Zdawałam sobie sprawę, że są mądre, ale nie myślałam, że aż tak. 
Czy Jenna odnajdzie mamę? Co wydarzyło się w azylu dla słoni i jaką rolę odegrał w tym ojciec Jenny? Od razu widać, że mężczyzna ukrywa znacznie więcej, pomimo drążącej jego psychikę choroby. 
Finał powieści zaskakuje, ale w pozytywnym sensie. Przyznam, że spodziewałam się łzawego zakończenia, wyssanych z palca tłumaczeń, dlaczego, a tymczasem prawda okazała się zupełnie inna. Okazuje się, że miłość łącząca matkę i dziecko nie zna granic i nie straszna jej żadna przeszkoda. 
Już czas, jak to często bywa w wydaniu J. Picoult, to piękna, głęboka historia, z którą warto się zapoznać. Powieść daje do myślenia i na długo zapada w pamięć.
Polecam, naprawdę warto poświęcić kilka chwil na to, by przeczytać Już czas i zastanowić się na co w naszym życiu właśnie przyszła pora. 
Dziękuję!

środa, 22 października 2014

Depcze po piętach Mumia w bandażach...

Autor: Michael Kiesling,
Wolfgang Kramer
Tytuł:  Mumia.
Wyścig w bandażach
Gra planszowa
Wydawca: Egmont
Dla kogo: 8+










Jako mała dziewczynka uwielbiałam grać w Monopol. Nie posiadałam własnej gry, dlatego za każdą wizytą u znajomych błagałam by w nią zagrać, choć przez chwilę. Nie miałam głowy do interesów i zazwyczaj przegrywałam, ale gra była przyjemna i wcale nie martwiła mnie przegrana. Wspomnienia z gry w Monopol nie blakną i do dziś mam sentyment do tej gry. 
Ostatnimi czasy, gdy popołudnia robią się coraz bardziej szare, a wieczory ciemniejsze, otrzymałam super paczkę, a po jej otwarciu zaśmiałam się jak dziecko, które odwiedził Mikołaj. Tamten wieczór wraz z moim M. poświęciliśmy na odkrywanie tajemnic mumii i czas tak nam zleciał, że nagle się okazało, że jest 21.00 i trzeba się szykować do spania. Było super. Myślę, że teraz na serio zainteresuję się planszówkami. 
Ponieważ większość z nas jest wzrokowcami, warto na początku zwrócić uwagę na stronę graficzną i wizualną gry. Kolorowe, solidne opakowanie i piękna ilustracja skrywają bardzo solidną i wytrzymałą zawartość. Co najważniejsze gra posiada obszerną, napisaną prostym językiem instrukcję, co przy poznawaniu zasad jest nieodzowne.
Celem gry jest podróż po skarby i unikanie przeróżnych zagrożeń, pułapek, punktów ujemnych oraz zdobywanie punktów dodatnich. 
Grę rozpoczyna najmłodszy gracz. Rzuca kostkami i zależnie od rysunku na jednej z kostek, decyduje, czy przesuwa pionek, mumię czy drewniany pionek zwany w grze strażnikiem.
Gra kończy się, gdy pionki graczy dotrą do mety. Wtedy następuje podliczanie punktów i okazuje się, kto wypadł najkorzystniej. 
Na rozgrywkę podstawową składają się: 18 granatowych kafelków zagrożeń,  8 beżowych kafelków skarbów, 6 żółtych kafelków wielbłądowych, żetony mumii wraz z mumią,  kolorowe, drewniane pionki, drewniani strażnicy, dwie kostki oraz pola meta i start. Mówię na podstawową, bo po zapoznaniu się z najprostszą wersją gry, rozgrywkę można nieco utrudnić, przez wprowadzenie do niej dodatkowych kafelków, które nie tylko zmienią charakter rozgrywki, ale też uczynią ją ciekawszą. 
Mamy tu więc kapelusze szczęścia i pecha, kafelki wymiany, żetony akcji oraz kafelki ryzyka. 
Rozgrywka wymaga skupienia i to co początkowo może się wydawać skomplikowane, okazuje się zrozumiałe. Najlepiej po prostu zacząć grać, a z czasem znikną wszystkie wątpliwości. 
Jednocześnie w grze super ćwiczy się przewidywanie i planowanie. Należy bowiem tak decydować, czym się w grze poruszymy, żeby uniknąć kafelków z punktami ujemnymi. Jeśli bowiem uzbieramy ich zbyt dużo, w finale nie wyjdzie nam zbyt imponujący wynik.
Gra jest naprawdę przyjemna i mimo prostoty, bo w sumie tylko zbieramy punkty, przesuwając się po planszy, wciąga i to na długo. 
Dokładna instrukcja, piękne wykonanie i fajny pomysł, to wszystko powoduje, że oto na jesienne wieczory (a niedługo zmiana czasu, więc staną się jeszcze dłuższe!) pojawia się bardzo fajna alternatywa. Chcesz rozruszać szare komórki i oderwać się choć na chwilę od elektroniki? Sprawdź, czy dasz radę umknąć mumii w bandażach!
Dziękuję!

poniedziałek, 20 października 2014

Moira Young: Dzikie serce

Autor: Moira Young
Tytuł: Dzikie serce
Trylogia: Kroniki Czerwonej Pustyni, t. 2. 
Stron: 398
Wydawca: EGMONT





Uratowanie ukochanego brata miało być dla Saby i jej bliskich końcem koszmaru. Wydawało się, że skoro rozdzielone rodzeństwo wreszcie jest razem, wystarczy tylko wrócić do domu i być szczęśliwym. To jednak nie był koniec. Okazało się, że to dopiero początek długiej podróży, w trakcie której Saba i Lugh będą nie tylko musieli na nowo znaleźć wspólny język i na nowo się zrozumieć. Okazało się także, że w cieniu starego wroga, cicho i niespodziewanie wyrósł nowy, jeszcze gorszy. Bohaterom nie pozostanie nic innego, jak udać się na kolejną wyprawę, poznać nowych przyjaciół i sprzymierzeńców, a także zobaczyć siebie w nowych, niecodziennych rolach. 
Połączeni na nowo Saba i Lugh, nie są już tamtym beztroskim rodzeństwem sprzed porwania Lugh. 
Lugh, który kiedyś dla obu sióstr był ideałem i niedościgłym wzorem, teraz jest nerwowy i kapryśny. Próbując odzyskać swoje dawne miejsce w rodzinnej hierarchii, nieustannie się złości, jest zazdrosny o Jacka, a o przeżytym koszmarze nie chce mówić. Wyraźnie jednak widać, że coś go dręczy, on jednak nie umie lub nie chce się otworzyć, a Saba nie potrafi do niego dotrzeć. 
Saba też nie jest już tą samą dziewczyną, co kiedyś. Niegdyś  wpatrzona w brata, była jego wiernym cieniem. Obecnie, po tym wszystkim co przeżyła i co musiała robić, by do brata dotrzeć, nie umie, nie chce mu się tak ulegle podporządkować, jak dawniej. Ma własne zdanie i własne priorytety, a oprócz tego obecnie najważniejszym mężczyzną w jej życiu nie jest ukochany brat, a poznany na pustyni tajemniczy Jack. Dziewczyna żyje chwilą, gdy ponownie się spotkają, co także niebywale złości Lugh. 
Przyznam, że wątek skłóconego rodzeństwa, po tragicznych przejściach, był ciekawy i bardzo dobrze zarysowany. Często tak przecież jest, że kochający się ludzie, po przeżytej traumie, już nie potrafią się ze sobą dogadać, nawet gdy tego chcą. Zwyczajnie za dużo się wydarzyło, żeby móc funkcjonować tak jak kiedyś. Z Lugh i Sabą tak właśnie było i zostało to przedstawione bardzo wiarygodnie. 
Drugą część cyklu zdominował wątek wysiedlania tubylców i zasiadania danych terenów na nowo przez specjalnie wyselekcjonowanych ludzi. Ma to być Nowy Eden, w którym zamieszkają tylko nieliczni, silni, zdrowi, młodzi, wierzący w ład głoszony przez Wielkiego Pioniera. 
Zaplatany w wir wydarzeń na pustyni Jack, postanawia poznać organizację od środka i podejmuje decyzję, w wyniku której zwątpią w niego wszyscy bliscy. Czy bohater faktycznie uległ nowej ideologii? Czy Saba zrozumie przekazaną jej wskazówkę i ruszy na spotkanie z ukochanym? Czy też może dręczona koszmarami i wizjami ulegnie komuś innemu?
Wraz z rodzeństwem, obwoźnym handlarzem - medykiem, głuchym chłopcem, barmanką o wątpliwej reputacji i ostatnią z gangu Jastrzębi, wyruszy w podróż, która zmieni ją jeszcze bardziej niż dotychczas. Decyzje, które podejmie mocno zaskoczą, no cóż, przyznam, że momentami nie do końca ją rozumiałam, choć tłumaczyłam sobie, że to wpływ niedokończonego rytuału oczyszczania. Bo jeśli nie to, to już naprawdę nie wiem. 
Książkę czyta się dobrze i właściwie już nawet nie przeszkadza brak znaczników dialogów. Taka, rwąca się momentami relacja sugeruje  także głębię przeżyć bohaterów i ich rozterki. Oprócz tego bohaterowie nie są kryształowi. Ulegają emocjom, mają masę słabości i zero pędu w kierunku bycia zbawcą świata. To także bardzo mi się podobało.
Tom trzeci zapowiada się bardzo ciekawie i myślę, że Saba niejednym uczynkiem jeszcze nas zaskoczy. Jak potoczą się jej dalsze losy i czy bohaterowie w końcu odnajdą swoje miejsce na Ziemi? Zobaczymy. 
Dzikie serce jest naprawdę dzikie. Zachęcam do przekonania się samemu jak bardzo. Powieść dobra na jesienne, wietrzne popołudnie. 
Dziękuję!
Recenzja części pierwszej Krwawy szlak

niedziela, 19 października 2014

In memoriam...

Myślałam, że mamy jeszcze dużo czasu, 
dlatego nie śpieszyłam się kochać Ciebie mocniej, 
a tymczasem  Ty tak boleśnie szybko odszedłeś...

sobota, 18 października 2014

Hugh Howey: Silos

Autor: Hugh Howey
Tytuł: Silos
Stron: 654
Wydawca: Papierowy Księżyc






Powieść musiała swoje na półce odleżeć. Bardzo lubię książki o tej tematyce i czasem tak jest, że zamiast się za nie zabrać, omijam je z daleka, niczym przysłowiową świętą krowę. Ostatnio jednak, w mgliste i deszczowe popołudnie, kiedy wybierałam dla siebie kolejną lekturę, stwierdziłam, że będzie to właśnie Silos
Klimaty katastroficzne i wszystko co z nimi związane, są co prawda dość przygnębiające, ale bardzo przyjemnie śledzi się przemiany bohaterów, odkrywa wraz z nimi sekrety przysypane kurzem i ludzkimi staraniami, a potem niecierpliwie wypatruje się zmian, rewolucji i jej skutków. 
Trzeba przyznać, że autor Silosu miał bardzo ciekawą koncepcję na świat przedstawiony.
Planeta uległa skażeniu, w wyniku którego zaczęła przypominać bezludną, szarą pustynię. Nie ma na niej zieleni, zwierząt, nie widać błękitu nieba, ani słonecznego światła. Po niebie kłębią się szare, ogromne chmury, a powietrze jest zabójcze. Ocalała ludzkość mieszka w silosie. Jest to ogromny, podziemny schron, szczelnie zamknięty i samowystarczalny. Składa się z tak wielu pięter, że przejście wszystkich z góry na dół lub dołu na górę zajmuje dni, a nawet tygodnie. Poszczególne piętra są wyspecjalizowane. Góra jest oczywiście od rządzenia i podejmowania decyzji, ale są też informatycy, rolnicy, mechanicy oraz wielu innych. Są żłobki, szkoły, szpitale, miejsca spotkań. Trzymając się odgórnie ustalonych nakazów, społeczność działa jak w zegarku; pracuje, odpoczywa, kocha, rodzi się, umiera i odchodzi, dając miejsce następnym pokoleniom. O świecie poza silosem za wiele się nie mówi. I tylko czasem, gdy ktoś zaczyna zadawać za dużo pytań, albo siada mu psychika, wtedy władze podejmują decyzję o wysłaniu tej osoby na czyszczenie. To takie przysłowiowe dwa w jednym; skazany oddaje społeczności przysługę, czyszcząc soczewki oraz swoją śmiercią kończąc serię wątpliwości i niewygodnych pytań. O tym, że robi miejsce dla nowego obywatela, już się nie wspomina. 
Mało kto zna prawdziwe przyczyny katastrofy, która nawiedziła Ziemię, zresztą mało kto pyta. Ludzie żyją swoim życiem.
Od dawna jednak wiadomo, że każda władza ma swoje tajemnice, podobnie i ta, a najbardziej zależy jej na utrzymaniu ludzi w nieświadomości. Życie jest tu w silosie, a to co jest na zewnątrz, nie powinno nikogo trapić. 
Kiedy jednak pytających i wątpiących zrobi się za dużo, wtedy już bardzo blisko do rewolucji i zmian. Dla Silosu nr 18 początkiem takich zmian jest decyzja obecnego szeryfa o tym, że chce się zająć czyszczeniem. Jego decyzja zaowocuje kolejnymi decyzjami i obudzi nowe, a właściwie stare dawno uśpione wątpliwości. 
Jak naprawdę wygląda świat poza silosem i dlaczego niektórzy dobrowolnie zdecydowali się na czyszczenie? Gdzie jest początek całej tej historii i czy naprawdę trzeba tak głęboko ukrywać wszystkie dawne informacje i dane? 
Z odkrytą wiedzą będą musieli się zmierzyć nowa szeryf Juliette oraz jej przyjaciele. 
Przyznam, że początek książki jest świetny. Kiedy obserwujemy zmęczonego i złamanego życiową stratą szeryfa i razem z nim po raz pierwszy wychodzimy na zewnątrz... to było naprawdę sugestywne, tajemnicze i wzmagało ciekawość czytelnika. Potem pojawia się nowa pani szeryf i na pozornie idealnym wizerunku społeczności ukazują się rysy. Robi się jeszcze ciekawiej. Potem jednak akcja zwalnia na bardzo długi czas i czytelnik nie może przestać się zastanawiać, czemu autor trochę tej książki nie skrócił? Pojawia się zmęczenie i w takim układzie zakończenie nie robi już takiego wrażenia jak powinno. Zabrakło ikry, pazura czy jak kto woli energicznego dziania się, zaskoczenia.
Gdy wybuchają zamieszki, tylko się o nich słyszy; mówią, że ktoś ginie, słychać odgłosy wystrzałów i tyle. Osobiście chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o rewolucji w tak hermetycznym świecie. Same tylko przesłanki, że  coś się dzieje, to trochę za mało.
Jak dla mnie Silos mógłby się skończyć na jednym tomie, a to ponoć trylogia jest. Mnie jednak część pierwsza nie porwała na tyle, by sięgać po kontynuację. Zresztą samo zakończenie nie sugeruje, że miałoby się coś dalej dziać. Myślę, że można by to zostawić na tym momencie i zwyczajnie powiedzieć, że to koniec. 
Choć  początkowo czytało się naprawdę dobrze, czuję się lekko zawiedziona, bo myślałam, że fabuła pójdzie jednak w nieco innym kierunku. Dlatego decyzję o przeczytaniu Silosu, postawiam do indywidualnego rozpatrzenia.


Dziękuję!

środa, 15 października 2014

Tessa Gratton: Strażniczka krwi

Autor: Tessa Gratton
Tytuł: Strażniczka krwi
Stron: 406
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie






Przeczytana kilka miesięcy temu Magia krwi bardzo mi się spodobała. Była to historia o młodej dziewczynie po przejściach, która zaczyna eksperymentować z magią i zaklęciami. Stopniowo wciąga w to brata oraz kolegę z sąsiedztwa, a z czasem to, co początkowo miało być tylko zaspokajaniem ciekawości, przeradza się w niebezpieczną walkę z siłami znacznie od nich starszymi i potężniejszymi. Książkę czytało mi się świetnie i niecierpliwie czekałam na kontynuację. Wiedziałam co prawda, że nie będzie to bezpośrednia kontynuacja, ale wystarczała mi świadomość, że choć klimatycznie będzie tak samo. 
Dziś jestem już po lekturze i, choć nie było tak dramatycznie jak w części pierwszej, to czytało się naprawdę przyjemnie i jestem z lektury bardzo zadowolona. 
Od tragicznej rozprawy Silli i Nicka z Josephine minęło ponad 5 lat. Pewne rany czas zagoił, pamięć jednak jest wiąż żywa, tym bardziej, że nie udało się przywrócić zamienionemu w kruka Reesowi człowieczej postaci. Tego dowiadujemy się od Mab, wyzwolonej, żyjącej blisko natury i magii, dziewczyny. Tym razem to ona jest narratorką powieści i to z jej perspektywy będziemy śledzić przyszłe wydarzenia.
Mab o wróżkowym imieniu mieszka na sielskiej farmie gdzieś w Kansas, nie chodzi do szkoły, bo uczy się w domu, dzięki czemu niemal całe dnie może spędzać na dworze w otoczeniu cudnej, bujnej i na wskroś magicznej przyrody. Magia, która tak naprawdę znajduje się we krwi, jest dla dziewczyny tak naturalna jak oddychanie i choć zazwyczaj ogranicza się do ciągłego stosowania przeróżnych ziół i innych składników, Mab nie wyobraża sobie bez niej życia. 
Cała historia zaczyna się w dość zaskakujący sposób. Mab postanawia zniszczyć klątwę znajdującą się w krzakach ogrodowych róż i w tym celu tworzy humukulusa. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli i przypadkiem na drodze Mab i klątwy staje Will, który stanie się dla klątwy idealnym nosicielem.
Kolejne wydarzenia śledzimy raz okiem Mab, a raz Willa. Oczywiście szybko okazuje się, że klątwa ma swoje źródło w przeszłości, o czym możemy się przekonać śledząc zawiłą historię miłosną Arthura, Gabriela i Evie. Początkowo trudno zorientować się w powiązaniach między bohaterami, ale z czasem jest to coraz prostsze.
W drugiej części dowiadujemy się co się obecnie dzieje z Sillą i Nickiem. Poznajemy nieznaną część życia nieżyjącej już Josephine, która, jak się okazuje, miała córkę. Bardzo tajemnicze jest też pojawienie się małego chłopca, Lukasa, obłożonego klątwą.
W bardzo obrazowy i piękny sposób opisuje autorka wzmacniającą się relację Mab i Willa, których połączy coś trudnego do wytłumaczenia, ni to przyciąganie, ni to przeznaczenie. Jest namiętnie, ale nie jest nachalnie. 
Akcja co prawda toczy się dużo wolniej niż w części pierwszej i nabiera rozpędu dopiero pod koniec, ale sam klimat pięknego lata i rozkwitającej przyrody widzianej oczyma Mab, wynagradza czytelnikowi wszystko. O ile ten, rzecz jasna, coś takiego lubi. Jeśli o mnie chodzi, lubię bardzo i lektura Strażniczki krwi, była dla mnie wielką przyjemnością.
Strażniczka krwi nie jest typową historią o czarownicach rzucających zaklęcia i miotających potokami światła czy ognia. Opisywana magia znajduje się we krwi niektórych ludzi, a wzmacnia się przez więź z naturą, roślinami i zwierzętami. Rozkochana w swoim domu, lesie i ogrodzie Mab, jest w stanie wiele zrobić, mając do dyspozycji zasuszone zioła, sól i krew. Tak przedstawiana magia bardzo mi się podoba. 
Czy będzie coś więcej? Myślę, że na tym można by poprzestać i stworzyć coś zupełnie innego.  Pewne historie są interesujące tylko wtedy, gdy wie się, kiedy skończyć. Dlatego, choć świat magicznych dziewczyn i pięknej przyrody, bardzo do mojej wyobraźni przemawia, to mam nadzieję, że to będzie finał.
Dziękuję!

wtorek, 14 października 2014

Dzień Edukacji Narodowej - życzenia

Najlepsze życzenia ogromnej ilości: 
- cierpliwości nawet, gdy wydaje się, że się nie da, 
- dobrej woli nawet, gdy wydaje się, że to na nic, 
- uśmiechu, gdy wcale do śmiechu nie jest, 
- satysfakcji z każdego najdrobniejszego dokonania, 
- morza spokoju, 
- umiejętności nieprzynoszenia pracy do domu.
Tego wszystkiego i jeszcze więcej wszystkim pracownikom oświaty
 i (rzecz jasna) sobie, gorąco życzę.

niedziela, 12 października 2014

Cassandra Clare: Mechaniczny anioł

Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Mechaniczny anioł
Trylogia Diabelskie maszyny cz.1.
Wydawca: MAG
Stron: 472






Przyznam, że nawet polubiłam książki Cassandry Clare. Są zabawne i szybko się je czyta. Może nie wszystkie reprezentują jednakowo wysoki poziom, ale gdy się patrzy z perspektywy całości, nie jest źle.
W miniony weekend zdecydowałam się sięgnąć po pierwszą część trylogii Diabelskie maszyny, pt. Mechaniczny anioł swoistego prequelu do serii Dary Anioła. Opis trochę zapachniał mi steampunkiem i choć teraz wiem, że za wiele sobie obiecywałam, to nie przekreślam serii ostatecznie.
Koniec XIX wieku, Londyn. Główna bohaterka, 16-letnia Tessa Gray przybywa do Londynu na wezwanie brata. Zmęczona podróżą daje się podejść dwóm podejrzanym damulkom i wpada w wielkie kłopoty, z których uratują ją... Nocni Łowcy.
W swojej trylogii Cassandra Clare cofnęła się w czasie.  Mamy więc wiktoriańską Anglię, damy w opałach i przeróżnej maści dżentelmenów. Londyn także ma swoją filię Instytutu, niewidzialną dla oczu zwykłych Przyziemnych. Po mieście grasują demony pod ludzkimi przebraniami.
Na kartach Mechanicznego anioła spotykamy znanych już z Darów Anioła Magnusa Bane'a czy Camille Belacourt. Pojawiają się także takie nazwiska jak Penhallow, Wayland czy Ligthwood, których potomkowie walczą ze złem w Darach Anioła. Ponownie spotykamy także Brata Enocha, który nadal milczy, a i tak budzi przerażenie. Trzeba przyznać, że ma to pewien urok i stanowi o spójności całej historii. 
Główna bohaterka jest właściwie nie wiadomo kim i przez długi czas nikt nie może tego rozgryźć. Póki co wiemy tylko tyle, że może przybrać wygląd każdej osoby, której przedmiot trzyma w ręku. Finał powieści także nie wyjaśnia wszystkiego, ale może to i lepiej, bo wtedy zniknęłoby całe napięcie.
Gdy Tessa trafia do Instytutu, poznaje Nocnych Łowców i dowiaduje się o świecie, o którym do tej pory nie miała pojęcia. Widać tu pewne podobieństwa z wątkiem Clary, ale według mnie są one znikome, potem cała historia idzie w zupełnie innym kierunku. Spotkanie z Nocnymi Łowcami na zawsze odmieni Tessę. Dziewczyna zaprzyjaźni się z dwoma młodzieńcami, z których każdy (widać od razu) skrywa bolesne tajemnice i sekrety. 
Złotowłosy Jem, póki co nie miał zbyt wiele pola do popisu, ale jego łagodność i spokój sprawiają, że nie da się go nie lubić. Czarnowłosy Will, porywczy i arogancki, trochę przypomina Jace'a, ale tylko trochę. O co mu chodzi i dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? Jak na razie się tego nie dowiadujemy. 
Intryga dotycząca tajemniczego Mistrza nastającego na zdolności Tessy jest zbudowana całkiem zgrabnie, choć w pewnym momencie już można się domyślić, kto nim jest.
Ku mojemu rozczarowaniu trochę w tym wszystkim było mało steampunku. Mówi się ciągle tylko o automatach, w które ktoś chce tchnąć magię, ale według mnie same automaty to za mało. Mało także tutaj realiów epoki, w której bohaterowie się obracają.
Bardzo za to podobała mi się Jessie, która zamiast walecznym Łowcą wolałaby być damą. Przyznam, że biorąc pod uwagę ówczesne wychowanie młodych dziewcząt, jestem w stanie zrozumieć jej gorycz i bunt.
Tym razem wątek romansowy nie był nachalny, nie wprowadzono także trójkąta, choć w kolejnej części już się tego chyba uniknąć nie da. Niemniej jednak czytało się całkiem sympatycznie i z chęcią sięgnę po kolejną część, bo naprawdę bardzo mi się spodobało.

sobota, 11 października 2014

Trzecia rocznica :)



Czas mija bardzo szybko, czasem nawet tego nie zauważamy. Dziś rano zdałam sobie sprawę, że wczoraj blog miał 3 urodziny, a ja je przegapiłam. Jednak od rana do nocy byłam poza domem, więc tym łatwiej mi to przyszło.
Trzy lata to już coś. 
485 opublikowanych postów.
5524 komentarze. 
109541 odwiedzin. 
288 obserwatorów.
716 polubień. 
Poznani ludzie, wymieniane uwagi, zawiązane sympatie. Nauka, rozwój własny, dbałość o styl i klarowne wyrażanie myśli. 
Baza własnych przemyśleń, refleksji i wrażeń na temat przeczytanych książek i nie tylko. 
Moje własne miejsce w sieci. 
Cieszę się, że nie dopadło mnie niechciejstwo, że posty pojawiają się w miarę regularnie, że blog jest czytany i odwiedzany. 
Tego zamierzam się trzymać.
Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy tu zaglądają, czytają, komentują.

wtorek, 7 października 2014

Aprilynne Pike: Ocalona

Autor: Aprilynne Pike
Tytuł: Ocalona
Stron: 328
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie






Nastoletnia Tavia nie ma łatwego życia. Cudem ocalała z katastrofy lotniczej, z dnia na dzień została sierotą oraz najbardziej poszukiwaną przez dziennikarzy osobą na świecie. Wielu bowiem zastanawia się co takiego zrobiła, że ocalała. Czy jest wyjątkowa? Jak tego dokonała? 
Aby uniknąć dziennikarzy i rozgłosu, dziewczyna zmienia swoje życie i zamieszkuje na drugim końcu kraju pod opieką wujostwa, które ledwo zna. Na co dzień Tavia boryka się z bólem zrastających się kości, gojącymi się bliznami i wracającymi po uszkodzeniu mózgu wspomnieniami. Osamotniona, pozbawiona marzeń i planów, z których, kierowana pourazową traumą, zrezygnowała, dziewczyna próbuje się jakoś pozbierać, co wcale nie jest łatwe. Nie ułatwia jej tego chętne do pomocy wujostwo, któremu trudno jej zaufać, bo zwyczajnie za słabo ich zna. Nie ma przyjaciół, bo zostali w poprzednim miejscu zamieszkania. Miła terapeutka nie załatwi sprawy choćby nie wiem, jak się starała. Jest jeszcze Benson. Przemiły, dobry, nowo poznany kolega, z którym dobrze się rozmawia i uczy. Ale czy to wystarczy? 
Chyba jednak nie do końca. 
Któregoś dnia Tavia zaczyna dostrzegać, że wokół jej osoby dzieje się coraz więcej dziwnych rzeczy, że widzi przedmioty, których inni nie widzą oraz, że najprawdopodobniej ktoś ją śledzi.  Mało tego. Tavia widuje także widmowego chłopaka, który bardzo tajemniczo się wyraża i który bardzo ją pociąga, budząc w niej całą gamę niezrozumiałych, sprzecznych uczuć.
Bardzo szybko bohaterka przekonuje się, że jej przeszłość nie była tak przeciętna i zwyczajna, jak zawsze myślała, a jej osoba jest ważniejsza, niż mogłoby się wydawać. 
Wkrótce Tavia będzie musiała się zmierzyć nie tylko z tajemniczymi prześladowcami, ale też z własną skomplikowaną przeszłością, która skrywa mnóstwo sekretów i ma związek z groźnym wirusem, nad którym głowią się naukowcy.
Początkowo zaczyna się zwyczajnie i bardzo przeciętnie i nic nie zapowiada wydarzeń, które nastąpią później. Stopniowo intryga się zagęszcza i przyznam, że w żaden sposób nie da się przewidzieć tego, co Tavię spotka. Co za tym idzie nie da się domyślić, kim jest dziewczyna i jakie odpowiedzi kryje jej przeszłość. Przyznam też, że nie do końca właśnie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie zwyczajniej, a tu dostajemy całą historię z  zadawnionym spiskiem oraz wirusem, atakującym ludzi. Póki co wirus jest jedynie tłem i nic o nim nie wiemy. 
Bardzo trudno też się domyślić, kto jest tym dobrym, a kto złym. Niejednoznaczność postaci sprawia, że bardzo trudno je od razu zaszufladkować do tych dobrych lub złych.  Co ważne dla fabuły, z czasem okazuje się, że nawet te najbardziej niepozorne osoby, mają wiele za uszami. 
Główna bohaterka jest niesamowicie uparta i ciągle pakuje się w kłopoty. Bardzo jestem ciekawa czy zdoła uciec przed tym, kim była zawsze, czy da radę stworzyć swoją osobę na nowo. 
Ocalona to powieść z potencjałem i mam szczerą nadzieję, że Tavia i jej przeszłość odkryją przed czytelnikiem jeszcze niejeden sekret. Jeśli zatem szukacie dla siebie lektury na jesienne popołudnie to najnowsza powieść A.Pike doskonale się do tego nadaje. 

Dziękuję!

sobota, 4 października 2014

Philippa Gregory: Złoto głupców

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Złoto głupców
Seria: Zakon Ciemności, t.3.
Stron: 287
Wydawca: EGMONT








Philippę Gregory zaczęłam cenić po przeczytaniu genialnej, acz bardzo smutnej i tragicznej Sagi Rodu Laceyów
Cykl pt. Zakon Ciemności to pierwsza seria autorki skierowana do młodzieży i trzeba przyznać, że całkiem udana. Z tomu na tom robi się coraz zabawniej, a i intryga zagęszcza się.
Trzecia część przygód Luki, Isoldy oraz ich towarzyszy podróży zabiera czytelników w podróż do XV wiecznej Wenecji. 
Kierowani listami tajemniczego Mistrza bohaterowie przybywają do miasta, które w średniowieczu słynęło z wielu rozrywek, zwłaszcza w porze karnawału. Podając się za bogatą, kupiecką rodzinę młodzi detektywi mają zbadać źródło złotych monet oraz odkryć, kto wprowadza je na rynek. 
Wenecja w czasie karnawału obfituje w przepych, zabawę, hazard, potajemną miłość, kradzione namiętności i ryzyko wszelkiej maści. Brat Piotr mówi z pogardą, że przed zbliżającym się Wielkim Postem Wenecjanie grzeszą jeszcze więcej i na większą skalę. 
Autorka wiernie odmalowuje Wenecję jako miasto kanałów, w którym transport odbywał się w większości drogą wodną. Dla Freizego takie przemieszczanie się po mieście jest wręcz niewiarygodne i niewygodne, głównie dlatego, że nie może się poruszać na końskim grzbiecie.
Fabuła trzeciej części skupia się na aspekcie finansowym. Miasto opanowuje wręcz gorączka złota. Wszyscy wymieniają własne pieniądze i kosztowności na złote noble. Wartość monet, pochodzących rzekomo z Calais, rośnie w błyskawicznym tempie. 
Słabym punktem Wenecji jest jej podległość wobec Imperium Osmańskiego, któremu płaci haracze w zamian za nieatakowanie jej posiadłości. Nagły napływ złotych monet, które niewątpliwie trafią także do Imperium może zagrozić stosunkom politycznym państw. A może ktoś w tym właśnie upatruje swój interes?
Bohaterom przyjdzie się zmierzyć nie tylko z żądzą pieniądza, ale też z sekretami alchemii, tajemniczych manuskryptów, kamienia filozoficznego, czy choćby stworzenia humunkulusa.
Oprócz licznych tajemnic polityczno - nadnaturalnych, Luka, Izolda, Iszrak wpadną w sidła namiętności i uwiedzeni magią maskowego karnawału zrobią niejedno głupstwo. Przyznam, że początkowo w ogóle nie rozumiałam po co autorka tworzy trójkąt miłosny. Potem przyszło mi do głowy, że być może Iszrak robi to wszystko czego Izolda nie może lub jej nie wypada, więc poniekąd jakby robi to za nią. Nie wiem, czy moja teza jest słuszna. Jedno trzeba autorce przyznać; doskonale oddała niską pozycję kobiety w średniowieczu, niemożność wychodzenia samej, pokazywania się publicznie czy podjęcia choćby najdrobniejszej decyzji. Izolda znajdowała się w naprawdę nieciekawej sytuacji. Pozbawiona majątku przez podłego brata, ścigana przez niego, coraz bardziej zakochana w nieodpowiednim mężczyźnie, targana sprzecznymi emocjami. 
O wiele więcej może Iszrak, choć i ona z racji bycia niewierną nie ma łatwo. Gdyby żyła w innych czasach zostałaby pewnie wybitną badaczką lub uczoną, a tak, musi brać z życia to co dostaje. 
Luka miota się między powinnościami Inkwizytora, uczuciem do Izoldy a pragnieniem by uwolnić porwanych rodziców. Brat Piotr natomiast występuje w trudnej roli opiekuna młodych oraz pośrednika między Luką a Mistrzem. Jednak i on niekiedy potrafi być elastyczny, a nawet skłamać, choć strasznie się tym brzydzi.  W dodatku jest niesamowicie komiczny w wymyślaniu wymówek i drobnych kłamstewek.
Perypetie i problemy bohaterów są bardzo różnorodne i składają się na  świetną i ciekawie opowiedzianą historię, którą czyta się przyjemnie i z zapartym tchem. Dlatego, jeśli pojawi się kolejny tom cyklu z wielką chęcią go przeczytam.

Dziękuję!

czwartek, 2 października 2014

Już jest! Nowe, stare Secretum!

W dniu dzisiejszym swoje podwoje otwiera serwis Secretum.pl
Otwiera to jednak niezbyt trafne określenie, ponieważ serwis funkcjonuje już kilka dobrych lat. Teraz jednak wraca z nowym wyglądem i adresem. Dzięki wprowadzonym zmianom serwis będzie działał szybciej, lepiej i przyjemniej.
Co to takiego Secretum? 
To taki niewielki portal o szeroko pojętej fantastyce, którą znajdziemy w książkach, filmach, grach, nawet tych bez prądu i komiksach. Jest co prawda mały, ale za to bardzo przyjazny. Redakcja skupia w sobie ludzi, których określiłabym słowem pasjonaci. Atmosfera jest bardzo przyjazna, co jest niesłychanie ważne przy współpracy.
Na Secretum znajdziemy recenzje, zapowiedzi, newsy, felietony, konkursy.
Tak przy okazji zapraszam do dwóch konkursów, o których więcej tutaj
Oprócz tego zapraszam do oglądania, komentowania, zostawiania konstruktywnych uwag.
Miłego pobytu!

środa, 1 października 2014

Veronica Rossi: Przez burze ognia

Autor: Veronica Rossi
Tytuł: Przez burze ognia 
Stron: 361
Wydawca: Otwarte






Przez burze ognia to pierwsza część trylogii autorstwa Brazylijki Veroniki Rossi. Okładka w błękitach, samotna bohaterka jakby idąca w stronę czytelnika i hasło reklamujące książkę, mówiące, że sposób na przeżycie jest tylko jeden, ale za to cała masa na to by zginąć.To zachęca.
A jednak długo odwlekałam lekturę pierwszej części i dopiero, gdy cała trylogia w całości ujrzała polskie światło dzienne, zabrałam się za czytanie. 
Pomysł na fabułę nie jest nowy ani zbyt oryginalny. Wiem, że wszystko w fantastyce jest tylko przetwarzaniem pewnych motywów, ale jednym autorom to wychodzi, innym nie. 
W przypadku powieści Przez burze ognia kwestia udania plasuje się gdzieś po środku.
W świecie przyszłości rządzi wszechobecny i śmiercionośny eter. Przecina niebo barwnymi pasmami, a gdy spada na ziemię, spala wszystko do cna.
Ludzka społeczność z grubsza dzieli się na dwie grupy. Osadnicy żyją w sterylnych kopułach, chroniących ich przed światem zewnętrznym. Kopuły są skomputeryzowane, a ludzie żyją w wirtualnych światach, które zapewniają im noszone na oku Wizjery. Wyeliminowano choroby, kontroluje się urodzenia, manipuluje genami, nie ma stresu, niepokojów i obaw. Osadnicy żyją z dala od wszystkiego, nawet tego co ludzkie. 
Poza kopułami, w świecie spalanym przez eterowe burze żyją Dzikusi, łączący się w plemiona. Żyją z polowań, zbieractwa, wymian plemiennych. Niektórzy, pod wpływem eteru, lepiej słyszą, widzą, a nawet umieją odbierać ludzkie nastroje i emocje. Na co dzień zmagają się z każdym aspektem życia, zwłaszcza chorobami i głodem. 
Aria żyje w jednej z kopuł Reverie, Perry jest Dzikusem. Do ich spotkania dochodzi zupełnie przypadkiem i bohaterowie są zmuszeni podróżować razem. Początkowo nie mogą się ze sobą dogadać, na przeszkodzie stają uprzedzenia i mity podsycane przez Osadników. Z czasem rodzi się zrozumienie, sympatia, a nawet coś więcej. Ale to dopiero z czasem.
W początkowych rozdziałach akcja skupia się bardziej na ukazaniu różnic między światami Arii i Perry'ego, a co za tym idzie na kompletnie innym widzeniu świata przez bohaterów. Wydelikacona życiem w kopule Aria źle znosi trudy podróży, boi się, że się czymś zarazi i umrze, jest głodna i kapryśna. Perry skupiony na poszukiwaniu porwanego przez Osadników bratanka, nie ułatwia jej zadania. Te rozdziały czytało mi się trudno, bo było w nich mało dialogów. Po prostu bohaterowie prawie wcale ze sobą nie rozmawiali. 
Z czasem jednak robi się coraz ciekawiej. Pojawiają się nowe szczegóły, nowi bohaterowie, a także nowe fakty dotyczące matki Arii oraz porwania bratanka Perry'ego. 
Subtelnie i bez nachalnego wzdychania poprowadziła autorka wątek romansowy. Podobało mi się zwłaszcza to, że choć Aria i Perry w końcu się zakochali, to mieli świadomość, że czekają ich zupełnie inne zadania w przyszłości, a co za tym idzie przyjdzie im się rozstać. Dlatego starają się jak najlepiej wykorzystać czas spędzony razem.
Finał części pierwszej jest otwarty i choć wiadomo, że są kolejne części, to trochę trudno spekulować czego mogą dotyczyć. Historia ma potencjał, ale mam wrażenie, że jakby brakuje jej tego pazura, który sprawia, że chce się czytać dalej i sięgać po kolejne części. Niby wszystko jest na miejscu, a jednak jakby czegoś brakowało.
Mimo że mam mieszane uczucia, sięgnę po kolejne części. Postanowiłam, że dam trylogii szansę, a poza tym nie lubię urywać serii na wstępie. 
A Wy? Czytaliście? Jakie macie wrażenia?